Płaczący
chłopiec
22
czerwca 1986r, Ohio
Larry
zapalił nocną lampkę stojącą na jego biurku i zabrał się do
pracy. Obiecał szefowi, że dzisiaj skończy raport i pragnął
dotrzymać danego słowa. Pracował bez wytchnienia przez godzinę,
kiedy nagle żarówka zgasła.
- A niech to! - krzyknął i uderzył w sprzęt.W tej samej chwili lampka zaświeciła ponownie. Larry ujrzawszy upiorną twarz chłopca spadł z krzesła i uderzył się w głowę, która zaczęła krwawić. Podźwignął się z głośnym westchnieniem i wyjrzał zza biurka.To żadna zjawa, pomyślał z ulgą – to tylko obraz, który dała mu jego siostra na urodziny kilka dni temu.Praca przedstawiała małego chłopca w żółtej kurtce przeciwdeszczowej. Jego twarz była zatrważająco smutna i przerażająca. W tych oczach, w tych nieziemsko błękitnych było coś nie z tego świata, coś tajemniczego i mrocznego. Po bladych policzkach chłopca spływały stróżki łez.Po plecach Larry'ego przebiegły ciarki. Postanowił jednak zabrać się z powrotem do pracy, więc opatrzył szybko ranę na głowie i przykrył obraz prześcieradłem.- Tak lepiej – stwierdził i ponownie zasiadł do pisania raportu.Nie minęło piętnaście minut, a prześcieradło spadło z obrazu i wiatr zaczął uderzać o szyby. Larry zaniepokoił się i wyjrzał przez okno. W ciemnościach zobaczył coś żółtego chowającego się za krzakami. Spojrzał na żółtą kurtkę przeciwdeszczową chłopca z obrazu i strach go obleciał. Chwycił scyzoryk, który zawsze spoczywał w szufladzie biurka i wyszedł na chłodne powietrze.
- Pomocy! Niech mi ktoś pomoże! - krzyczał nadaremnie.Chłopiec płakał i wyciągał do niego przepraszająco ręce, ale Larry wciąż wydzierał się wniebogłosy. Dziecko było coraz bliżej, a on nie miał gdzie uciec. Co robić, co robić, myślał, jednak żadne wyjście prócz błagania o litość nie przychodziło mu do głowy.
- O zjawo! Proszę oszczędź mnie!!Wydawać by się mogło, że chłopiec powiedział „przepraszam”, ale było już za późno. Dom wybuchł i rozleciał się na kawałeczki. Po Larrym, który opierał się o drzwi wejściowe nie został nawet ślad.
Dookoła panował straszny rozgardiasz, jesienne liście fruwały we wszystkie strony, a wiatr wydawał odgłosy podobne do krzyku kobiety. Ledwo drzwi się za nim zatrzasnęły, a z krzaków wyłoniła się postać. Był to chłopiec z obrazu. Płakał i coś wołał, jednak Larry był tak przerażony, że nie wiedział co się wokół niego działo. Zaczął ciągnąć za klamkę od drzwi, lecz te mimo usilnych prób ani drgnęły.
14
października 2004r. Waszyngton
- Melanie, czas spać, do łóżeczka!Dziewczynka słysząc to przewróciła oczami i uśmiechnęła się pod nosem, jednak grzecznie wypełniła polecenie mamy.Dzisiaj czuła się jakoś dziwnie. Nie mogła nazwać tego uczucia, ale coś się zmieniło. Wyczuwała coś jeszcze wokoło siebie, jakąś obecność. Tak było cały dzień, kiedy wracała z przedszkola z tatą oglądała się za siebie, ale za każdym razem widziała tylko pustą drogę.Melanie przez godzinę przekładała się z boku na bok, a za każdym razem kiedy podnosiła głowę jej wzrok padał na szafę w różowe kwiatki, która stała naprzeciwko łóżka. W końcu wstała i otworzyła drzwi szafy.Zobaczyła tam chłopca. Siedział skulony, równie, a może bardziej przerażony, niż ona. Miał na sobie żółtą kurtkę przeciwdeszczową i czerwone kalosze.- Kim jesteś? - zapytała.Chłopiec uciekał od niej wzrokiem i bez słowa kulił się do swoich kolan.
- Czy jesteś obcym, który chce mnie skrzywdzić? Tatuś mówił, że jak spotkam „złą” osobę, wtedy mam krzyczeć i wzywać pomocy.Chłopiec spojrzał na nią i pokręcił głową.
- Na pewno?-upewniła się Melanie.Jeszcze raz przytaknął.
- To dobrze, bo rodzice bardzo nie lubiom, kiedy ich budzę. To kim jesteś?
- Nie wiem – powiedział chłopiec.
- Jak to nie wiesz? Rodzice nie powiedzieli ci jak masz na imię? -dopytywała się.
- Nie mam rodziców.Melanie zaczęła się głośno śmiać. Chłopiec spojrzał na nią zdziwiony.
- Przecież każdy ma rodziców – powiedziała.
- Ja nie mam.
Dziewczynka przypatrzyła się mu uważniej i pokiwała
głową.
-
Co tu robisz?
Chłopiec
westchnął.
- Lepiej żebyś ze mną nie rozmawiała.
- Dlaczego?
- Bo wtedy dzieją się złe rzeczy – powiedział chłopiec, a po jego policzku spłynęła łza.
- Jakie?
- Ludzie umierają, kiedy mnie widzą.
- To znaczy idą w odwiedziny do Pana Boga?
- Chyba – wzruszył ramionami chłopczyk. - Nie wiem.Dziewczyna wzdycha, po czym uśmiecha się do niego.
- To ja się nie boję.
- Nie?
- W ogóle. Mamusia mi mówiła, że to nic złego, że tak musi być. A jak tak musi być to ja się nie boję. A mama ma zawszę racje, nie wiesz tego?
- Nie mam mamy.
- Musisz mieć mamę, przecież jesteś z brzucha jakiejś mamy.
- Kiedyś chyba miałem.
- Chyba?
- To było bardzo dawno temu.
- Kiedy? - zapytała Melanie.
- Jakieś 100 lat temu – odparł chłopiec po zastanowieniu.
- To dużo – stwierdziła.Chłopiec tylko pokiwał głową i ponownie wcisnął ją między kolana. Melanie wzięła głęboki oddech i powiedziała:
- Będę nazywać cię Gary.
- Dlaczego Gary?
- Bo mój wujek ma na imię Gary. A teraz powiedz co robisz w mojej szafie. Nie widziałam, żebyś tu wchodził.
- Bo ja tu nie „wszedłem”, tylko po prostu mnie tu przeniosło.
- Przyniosło? - zdziwiła się Mel.
- Czasami przenosi mnie w różne miejsca.
- Co cię przenosi? – nie rozumiała.
- Jakaś siła.Dziewczynka zaczęła intensywnie myśleć, a kiedy tak myślała jej małe czółko zaczęło się marszczyć. W końcu się poddała.
- Nie rozumiem tego.
- Wiem – pokiwał głową Gary. - Ja też nie.Siedzieli chwile w milczeniu, aż odezwała się Melanie:
- Do jakiej klasy chodzisz? Bo ja jestem jeszcze w zerówce. Mama mówi, że jestem za mała na tornister, ale ja się z nią nie zgadzam.
- Ja nie chodzę do szkoły.
- Jak to? Myślałam, że wszyscy muszą to robić.
- Ale ja nie jestem prawdziwy.Melanie poczuła ukucie strachu, ale szybko je zignorowała.
- Jak to nie jesteś prawdziwy? Przecież cię widzę.
- Tylko dzieci mnie widzą. Ale wtedy dzieją im się złe rzeczy.
- Jakie?
- Kiedyś kiedy siedziałem na plaży i obserwowałem jak inni się bawią, zobaczył mnie jeden chłopak. Stał po kolana w jeziorze pokazując coś swojej rodzinie. Kiedy nasze oczy się spotkały... ziemia otworzyła się pod nim, a on.. zniknął. Wystraszyłem się i uciekłem z stamtąd.Nikt mnie nie widział.. Nikt poza tym biednym chłopcem.Gary zanosił się łzami,a Melanie klepała go po plecach, tak jak zawsze robił to tatuś, kiedy było jej smutno.
- A co z dorosłymi?
- Tylko niektórzy mnie widzą – posmutniał chłopiec. -Ale im dzieją się jeszcze gorsze rzeczy.- Czemu taki jesteś?
- Nie wiem. Ale myślę, że to przez tego malarza.
- Jakiego malarza? Opowiedz mi.I tak też zrobił.
9
lipca 1907r. Nowy Jork;
Jedno
z nowojorskich mieszkań na Bronxie. Zima. Na przesyconej wilgocią
kanapie siedzi kobieta. Nie wygląda zdrowo. Jej oczy są
przekrwione, cera blada, a włosy wyglądają jakby zagnieździł się
w nich szop. Obok siedzi chłopczyk i bawi się małym samochodzikiem
– jego jedyną zabawką. Dostał go od dziadka przed śmiercią.
Wtedy jego życie wyglądało inaczej. Jego matka jeszcze nie była
narkomanką i alkoholiczką, która zatraciła kontakt z
rzeczywistością. Teraz wszystko się zmieniło.
Chłopiec
spogląda na swoją rodzicielkę, która wypija kolejny kieliszek
nieznanej mu substancji. Upija jeszcze jeden i kolejny... , aż nagle
pada bezruchu. Chłopiec nie przejmuje się, to dla niego norma. Ten
sam schemat powtarza się dzień w dzień.
Mijają
godziny. Dziecko wciąż bawi się samochodzikiem, a kobieta wciąż
nie wstaje. Po dziesięciu godzinach chłopiec zaczyna się
denerwować. Zwykle wstawała po około trzech godzinach. Coś jest
nie tak, myśli. Podchodzi do kanapy i ostrożnie dotyka ramienia
matki. Nic się nie dzieje. Próbuje ponownie. Znowu nic. Zaczyna do
niej krzyczeć i szarpać nią z całej siły, ale to też nie
przynosi efektów. Po twarzy chłopca zaczynają spływać siarczyste
łzy. Próbuje jeszcze kilka razy, aż w końcu się poddaje i
zasypia.
Dziecko
budzi się po kilkunastu godzinach z niespokojnego snu. Głośno
burczy mu w brzuchu, więc przeszukuje lodówkę, ale nic tam nie
znajduje. Zmartwiony zakłada swój żółty płaszcz
przeciwdeszczowy i wychodzi na obsypane śniegiem ulice.
Wałęsa
się chwilę prosząc przechodniów o pomoc, ale nikt nie chce go
słuchać. Wreszcie zrezygnowany przysiada na zimnym bruku i chowa
głowę w kolana. Niespodziewanie pomoc oferuje mu pewnien malarz.
Mówi, że nakarmi go, jeśli ten zapozuje mu do portretu. Chłopiec
przyjmuje propozycję i daje się poprowadzić do domu malarza.
Kiedy
docierają na miejsce artysta podaje chłopcu posiłek, po czym karze
mu pozować. Kiedy obraz jest już skończony twarz dorosłego się
zmienia. Przestaje udawać miłego i zaczyna krzyczeć na chłopca.
Chwyta jego zmarznięte rączki i przywiązuje sznurówkami do
krzesła. Dziecko zaczyna panikować i wierzgać, próbuje uwolnić
się z uwięzi, jednak pułapka jest zbyt mocna.
Mężczyzna
przykłada mu do ust chustkę wypełnioną jakimś słodkim płynem.
Chłopiec niechcący wciąga przez nos przesycone tą substancją
powietrze i odpływa.
Kiedy
się budzi widzi nad sobą malarza trzymającego w ręku wielki,
ostro zakończony nóż. Chłopiec próbuje krzyczeć, ale taśma na
jego ustach mu to uniemożliwia. Na całym jego ciele pojawia się
gęsia skórka, źrenice robią się ogromne i pytają o zrozumienie.
W całym swoim życiu nie był tak przerażony, strach go
obezwładnia. Nagle mężczyzna wbija nóż w jego pierś. Z rany
tryska krew, dużo krwi. Po ciele chłopca rozlewa się palący ból.
Malarz zaczyna pogłębiać ranę na piersi wymawiając jakieś
łacińskie zaklęcia. Chłopiec wyrywa się, płacze, jednak na nic
się to zdaje. W końcu mężczyzna odnajduje serce chłopca i wyrywa
je z piersi.
Następuje
chwila ciszy, po której z chłopca uchodzi cały ból, pozostaje
jedynie otępienie i ogromna dziura na mostku. Artysta nie zwracając
uwagi na chłopca, ściska jego serce i rozlewa krew po portrecie.
Niespodziewanie wielka siła otwiera wszystkie okna w mieszkaniu
malarza, a on sam staje przed swoją pracą i rozkładając szeroko
ramiona zaczyna krzyczeć ze szczęścia.
- Tak!!! Zadziałało!! Będę sławny!!! Będę uwielbiany!!!Jego wzrok pada na chłopca i momentalnie jego twarz tężeje.
- Co jest?! Dlaczego ty żyjesz ?!Zaszokowane dziecko nie jest w stanie wydusić z siebie słowa, a nawet gdyby było, samo nie rozumiało dlaczego wciąż oddycha.
Mężczyzna
podbiega do chłopca i uderza go w twarz. Zamachuje się i już ma
uderzyć po raz kolejny, kiedy wielkie światło wypełnia
pomieszczenie. Niesamowita jasność oślepia zarówno chłopca, jak
i malarza. Coś lekko, niemal niewyczuwalnie dotyka rannej piersi
dziecka i odchodzi. Chwilę później po pokoju rozchodzą się
krzyki mężczyzny. Słychać w nich agonię i niedowierzanie. Nagle
krzyki zamieniają się w odgłos niewiadomego pochodzenia, który
usypia chłopca.
Kiedy
dziecko budzi się ze snu w mieszkaniu nikogo już nie ma. Ani
nieznanego pochodzenia jasności, ani malarza. Pozostał jedynie
bałagan. Chłopiec wstaje więc i udając się do wyjścia zauważa
swój portret. Postanawia go tu zostawić i wychodzi. Na klatce
schodowej mija kilka osób - żadna nie zwraca na niego uwagi.
Nareszcie dociera na dół i otwiera drzwi wyjściowe. Wita go zimne
powietrze jakie zna i lubi, więc wdycha je głęboko do płuc. Ale
czuje się inaczej. Nie tak jak kiedyś. To powietrze zawsze
wprawiało go w lepsze samopoczucie, ale coś się zmieniło.
Chłopiec nie zdaje sobie sprawy co spotkało go zeszłej nocy.
Myśli, że skoro nie pozostała nawet plama krwi na jego
przeciwdeszczówce to nic złego się nie mogło się stać. Rusza
ulicą. Mijający go ludzie zdają się go nie dostrzegać, lecz
ilekroć ktoś otrze się o niego, pociera to miejsce i rozgląda się
w poszukiwaniu winowajcy. Czasami krzyczą jeden na drugiego, jednak
nikt słowem nie odzywa się do chłopca. Wrażenie dziwności
potęguje się, kiedy chłopiec siedzący na ławce w parku, wskazuje
na dziecko w deszczówce palcem i zaczyna krzyczeć do matki:
- Mamo! Mamo! Patrz – wymachuje palcem chłopiec – To duch!!!
- Anthony przestań wyg.... - zaczyna matka, ale jej synowi nie jest dane usłyszeć koniec tego kazania, gdyż na jego głowę spada gałąź z drzewa, pod którym siedzieli i łamie mu kark.Po parku rozlega się wrzask przerażonej kobiety, a wokoło zbiegają się przechodnie. Przerażony chłopiec ucieka z miejsca zdarzenia.14 października 2004r.; Waszyngton
- Strasznie się wystraszyłem, że to moja wina i uciekłem stamtąd – zakończył opowieść Gary.
- Jejku – reaguje na opowieść dziewczynka.Nastąpiła niezręczna chwila ciszy. Melanie szukała wzrokiem oczu Garego, ale on zawstydzony odwrócił się do niej tyłem.
- Pewnie masz mnie teraz za potwora - stwierdził.
- Wcale nie – odpowiedziała bez zastanowienia.Melanie wcale nie miała go za potwora. Owszem bała się go troszeczkę, ale wydawał jej się tylko małym chłopcem, takim jak ona, któremu przydarzyło się coś bardzo złego.
- Dlaczego nie został ci ślad po tym nożu?Ponownie odwrócił się do niej przodem.
- Nie jestem pewien, ale myślę, że to przez tego stwora światłości, który zabrał ze sobą malarza i dotknął mnie w to miejsce – wskazał palcem swoje serce.
- Współczuje ci – powiedziała Melanie i wskoczyła pod kołdrę – Jestem strasznie zmęczona. Idę spać.Zmieszany chłopiec nie wiedząc jak ma postąpić, ruszył w kierunku drzwi, kiedy zatrzymał go jej głos:
- Proszę zostań.
- Lepiej, żebym odszedł, krzywdzę ludzi.
- Mnie nie skrzywdziłeś – powiedziała do stojącego w drzwiach chłopca. - Przecież widzę cię jak inne dzieci, ale im krzywda działa się od razu. Ja jestem cała i zdrowa. Widać ze mną jest inaczej.Chłopiec odwrócił się w drzwiach i spojrzał na Melanie.
- Naprawdę tak myślisz?
- Tak, proszę zostań. Teraz muszę iść spać, ale jutro pokażę ci moje ulubione zabawy i plac zabaw.
Gary
bez słowa wrócił do szafy i ułożył się wygodnie z utęsknieniem
czekając na kolejny dzień, a usatysfakcjonowana Melanie zapadła w
błogi sen.
****
Mijały
tygodnie. Melanie codziennie pokazywała Garemu kolejne ciekawe
miejsca i zabawy. Nocami opowiadali sobie historyjki, albo rozmawiali
o przedszkolu i dziewczynkach, których Melanie nie lubiła. Do parku
chodzi tylko wtedy, kiedy nikogo nie było w pobliżu, w obawie że
Gary może spowodować śmierć kolejnego dziecka. Nie zagłębiali
się już w straszną przeszłość chłopca. Jeden jedyny raz
Melanie spytała go jednak, dlaczego inni go nie widzą. Nadzwyczaj
sprytnie, jak na jej wiek zauważyła, że Gary nie może być
duchem. Kiedy spytał dlaczego, odpowiedziała, że na filmach ludzie
duchami stają się po śmierci, a on powinien umrzeć, kiedy malarz
wyrwał mu serce z piersi. Chłopiec stwierdził, że nie wie
dlaczego taki jest i nie chce więcej o tym rozmawiać. Melanie
uczyniła jego prośbę i nie pytała o to więcej.
Wprawdzie
rodzice Melanie nie mogli zobaczyć Garego, ale zauważyli zmianę w
zachowaniu ich córki. Przy posiłkach, których nigdy nie kończyła,
bo zawsze gdzieś się spieszyła, wydawała się nieobecna.
Opiekunka z przedszkola, również zauważyła spadek koncentracji
dziewczynki. Niejednokrotnie zadawali jej pytania o jej
rozkojarzenie, ale dziewczynka zbywała ich mówiąc, że nic się
nie zmieniło, po czym przesiadywała długie godziny sama w swoim
pokoju. Kilkakrotnie matka dziewczynki widziała ją mówiącą do
siebie podczas zabaw na podwórku.
Zaniepokojeni
rodzice postanowili zostawić dziewczynkę w spokoju, a jej dziwne
zachowanie przypisali dorastaniu. Takie rozwiązanie sprawy jak
najbardziej pasowało zarówno ich córce jak i jej niewidzialnemu
przyjacielowi, który poza przedszkolem nie odstępował jej na krok.
Gery
czuł się szczęśliwy. Ponad sto lat tułał się nie widząc sensu
w życiu. Kilka razy obserwował domy pełne dzieci, które bawiły
się razem, a rodzice otaczali je opieką. Zazdrościł im, gdyż on
sam nigdy nie zaznał miłości. Jedyną osobą, która pokazała mu
namiastek tego uczucia, był jego dziadek. Choć był już stary i
schorowany zawsze znajdywał czas, aby przeczytać mu bajkę do snu i
ucałować na dobranoc. Zmarł kłócąc się z jego matką o
przyszłość chłopca. Tak Gary stracił poczucie bezpieczeństwa
domu. Jednak wydawało mu się, że odnalazł swoje miejsce na ziemi.
Kochał Melanie, kochał ją tak jak nigdy nikogo, nawet dziadka.
Czuł się przy niej wspaniale, jakby był innym, prawdziwym
dzieckiem.
Wszystko
zmieniło się, kiedy pewnego dnia ojciec Melanie przechodził
wieczorem koło drzwi jej pokoju i usłyszał jej rozmowę z Garym.
Drzwi były lekko uchylone, więc zaglądnął do środka i zobaczył
jak Melanie gra w łapki z powietrzem. Szybko powiadomił o swoim
zdarzeniu żonę, która postanowiła że wyślą ich córkę na
wczasy integracyjne z dziećmi z poradni psychologicznej.
Melanie
opowiedziała rodzicom całą historię Garego, myśląc, że jej
uwierzą i pozwolą jej zostać w domu razem z nim, jednak tak się
nie stało. Rodzice uznali, że sytuacja jest poważniejsza, niż
myśleli i opowiedzieli o wszystkich psychiatrze, który zamknął
Melanie w szpitalu.
7
sierpnia 2005r.Waszyngton; Szpital Psychiatryczny Saint Veronica
Zrozpaczony
Gary zamieszkał w szpitalu razem z Melanie. Już nie przejmowali się
tym, że ktoś może ich usłyszeć i rozmawiali ze sobą otwarcie.
Lekarz stwierdził brak poprawy i rozwój choroby psychicznej
Melanie, co poskutkowało podwójną dawką leków podawaną
dziewczynce. Melanie walczyła z lekami jak mogła, jednak one były
silniejsze.
- Gary – zawołała pewnej nocy Melanie.
- Co się stało?
- Musimy się pożegnać. Dłużej nie dam rady.
- O czym ty mówisz? - przestraszył się chłopczyk.
- Przestaje cię widzieć przyjacielu, boje się, że jutro już cię nie zobaczę i chcę się pożegnać.
- Nie, błagam ja.... - jąkał się.
- Gary, kocham cię, jesteś moim najlepszym przyjacielem i chciałabym o tobie nigdy nie zapomnieć.
- Ja też cie kocham. Dlatego proszę, walcz z tym!!! Zrób coś, nie bierz leków!!!
- Przecież już próbowałam. Wtedy znów podłączą mnie do kroplówki. To już koniec.
- Ale dlaczego te laki tak na ciebie działają? - oburzył się Gary.
- Mówiłeś, że widzą cię tylko dzieci.
- I co z tego? Przecież jesteś dzieckiem, minął dopiero rok.
- Widać te leki zabijają we mnie dziecko.
- Co ja mam teraz zrobić? - zapłakał chłopiec. - Póki nie spotkałem ciebie całe życie tułałem się bez sensu.
- To zostań przy mnie – złapała go za rękę. - Obiecaj, że przy mnie będziesz.
- Obiecuje – powiedział tuląc się do jej dłoni.Zasnęli trzymając się za ręce.
Kiedy
nastał ranek Melanie nie widziała już Garego. Najpierw do niej
mówił, później krzyczał, aż w końcu poddał się i obserwował,
jak jego jedyna przyjaciółka oddala się coraz bardziej od jego
świata.
Pewnej
nocy Melanie powiedziała przez sen:
- Gary, to obrazy. Musisz je zniszczyć.
Następnego
dnia upewnił się, że dziewczynka wciąż go nie widzi i wyszeptał
w jej niesłyszące ucho:
- Zniszczę wszystkie obraz i wrócę. Żegnaj.Z oka Melanie spłynęła łza, kiedy wypowiedział te słowa, jednak dziewczynka szybko o tym zapomniała i wróciła do rysowania.
To
jest oczywiste, pomyślał chłopiec opuszczając szpital. Czemu nie
wpadli na to wcześniej? Przecież wszystko zaczęło się od tego
obrazu. Może jeśli go zniszczy znowu stanie się prawdziwym
chłopcem?
Ostatni
raz widział obraz u mężczyzny, któremu wybuchł dom. Jak on miał
na imię? Zastanowił się... Larry. Tak, na pewno Larry. Muszę tam
wrócić i zobaczyć, co stało się z portretem, postanowił.
Okazało
się, że obraz przetrwał pożar budynku, w którym zginął Larry i
trafił do sklepu z antykami. Gary przez dwa lata podążał śladem
obrazu. Każdy trop prowadził go w czarny zaułek. W końcu
postanowił sprawdzić co u Melanie. Rozmyślał o niej dzień w
dzień i nie mógł doczekać się, kiedy znowu ją zobaczy.
3
września 2007r. Waszyngton
Wrócił
do jej rodzinnego domu i schował się w szafie, tak jak kiedyś,
czkeając na jej powrót ze szkoły. Tej nocy dziewczyna nie mogła
zasnąć. Wzrok Melanie cały czas przyciągała szafa. Podniosła
się z łóżka i otworzyła ją, jednak nic tam nie zauważyła.
Garym
wstrząsnęły silne emocje. Z jego oczu popłynęły łzy. A więc
mnie nie widzi. To już koniec, pomyślał. Ona już nigdy ze mną
nie porozmawia.
Spojrzał
na nią śpiącą spokojnie w swoim łóżku, do którego wróciła
sprawdziwszy, czy w szafie nic się nie czai. Wyglądała inaczej.
Przez dwa lata urosła o jakieś centymetrów, jej oczy stały się
ciemniejsze, a czarne włosy dłuższe. Patrząc tak na nią
uświadomił sobie ile stracił i jak bardzo za nią tęsknił.
Spędził
miesiąc obserwując jej życie z daleka, trzymając się na uboczu.
Wszystko
zmieniło się, kiedy w pewną sobotę matka Melanie wróciła z
zakupów.
- Melanie, choć
i zobacz co przywiozłam – zawołała matka do córki z kuchni.
- Pokaż! - krzyknęła w pół drogi i zamarła, kiedy zobaczyła malowidło.To był ten obraz. Był na nim chłopiec w żółtej przeciwdeszczówce, a z jego błękitnych oczu spływały łzy. Znam te oczy, pomyślała.
- Gary … -wyszeptała pod nosem.
- Co powiedziałaś?!
- Nic – skłamała Melanie. - Bardzo ładny obraz.
- Myślałam, że powiedziałaś „Gary”
- Przesłyszałaś się.
- Może – spojrzała na córkę podejrzliwie matka.
- Muszę iść się pouczyć. Jutro mam sprawdzian z mnożenia – powiedziała dziewczyna i zamknęła się w swoim pokoju.
- Gary?! - zawołała po cichu.Serce chłopca zabiło mocniej na te słowa. Wróciła, moja Melanie wróciła, pomyślał.
- Mel? - zawołał z szafy.Dziewczynka podeszła do mebla i otworzyła drzwi. W środku ujrzała chłopca z obrazu. Spojrzeli na siebie i w jednej chwili wróciły do niej wszystkie wspomnienia, które tak skutecznie usunęły z niej leki. Chwilę później padli sobie w ramiona i płakali.
- Myślałem, że to już koniec – powiedział zapłakany Gary.
- Jak mogłam o wszystkim zapomnieć – załamała się dziewczyna.
- To przez leki. Nie zrobiłaś tego specjalnie. To nie twoja wina.
- Czy kiedykolwiek mi wybaczysz? - zapytała go Mel.
- Nigdy nie byłem na ciebie zły. Kocham cię – odpowiedział Gary i ponownie padli sobie w ramiona.Nagle w pomieszczeniu rozszalał się okropny wiatr, a światła zaczęły wygasać, włączając się i wyłączając na przemian.
- Gary co się dzieje?
- MELANIE!!! - dobiegł do z kuchni krzyk matki dziewczyny.
- Mamo!!! - zawołała dziewczyna, po czym powiedziała do Garego – Obraz. Moja mama go ma. Jest tutaj w domu.
- Co?!
- Szybko, musisz coś zrobić.Melanie pobiegła przodem i wyprowadziła matkę z domu. Nagle ściany domu zaczęły pękać. Kiedy Gary zbliżał się do obrazu dziury w ścianach robiły się coraz większe i większe. Chłopiec przebijał się przez kurz w poszukiwaniu malowidła. Niespodziewanie jego stopa natrafiła na coś dużego. Gary spojrzał w dół i zobaczył swój portret. Niedaleko leżały zapałki, złapał je i spróbował odpalić. Żadna nie zajęła się od ognia.
Dziewczynka
podbiegła do niej.
- Gary! - usłyszał krzyk z dworu.Chłopiec biegał po zawalającym się domu w poszukiwaniu zapalniczki, kiedy na jego głowę z sufitu spadały kamienie i tony kurzu,. Obolały znalazł to czego szukał na stoliku nocnym. Niosąc zapalniczkę w ręce Gary stanął przy oknie z obrazem i spojrzał na Melanie, a ona spojrzała na niego.Bał się podpalić obraz. A co jeśli coś się jemu stanie? Teraz, kiedy odzyskał swoją Melanie. Wziął głęboki wdech i patrząc na swoją małą przyjaciółkę przysunął ogień z zapalniczki do obrazu.Ostatnie, co zobaczył to mokre krople w oczach Melanie i jej krzyk, kiedy rozpadał się na części, wraz z portretem, od którego wszystko się zaczęło.