wtorek, 20 stycznia 2015

Płaczący Chłopiec

Płaczący chłopiec
22 czerwca 1986r, Ohio
Larry zapalił nocną lampkę stojącą na jego biurku i zabrał się do pracy. Obiecał szefowi, że dzisiaj skończy raport i pragnął dotrzymać danego słowa. Pracował bez wytchnienia przez godzinę, kiedy nagle żarówka zgasła.
  • A niech to! - krzyknął i uderzył w sprzęt.
    W tej samej chwili lampka zaświeciła ponownie. Larry ujrzawszy upiorną twarz chłopca spadł z krzesła i uderzył się w głowę, która zaczęła krwawić. Podźwignął się z głośnym westchnieniem i wyjrzał zza biurka.
    To żadna zjawa, pomyślał z ulgą – to tylko obraz, który dała mu jego siostra na urodziny kilka dni temu.
    Praca przedstawiała małego chłopca w żółtej kurtce przeciwdeszczowej. Jego twarz była zatrważająco smutna i przerażająca. W tych oczach, w tych nieziemsko błękitnych było coś nie z tego świata, coś tajemniczego i mrocznego. Po bladych policzkach chłopca spływały stróżki łez.
    Po plecach Larry'ego przebiegły ciarki. Postanowił jednak zabrać się z powrotem do pracy, więc opatrzył szybko ranę na głowie i przykrył obraz prześcieradłem.
    - Tak lepiej – stwierdził i ponownie zasiadł do pisania raportu.
    Nie minęło piętnaście minut, a prześcieradło spadło z obrazu i wiatr zaczął uderzać o szyby. Larry zaniepokoił się i wyjrzał przez okno. W ciemnościach zobaczył coś żółtego chowającego się za krzakami. Spojrzał na żółtą kurtkę przeciwdeszczową chłopca z obrazu i strach go obleciał. Chwycił scyzoryk, który zawsze spoczywał w szufladzie biurka i wyszedł na chłodne powietrze.
      Dookoła panował straszny rozgardiasz, jesienne liście fruwały we wszystkie strony, a wiatr wydawał odgłosy podobne do krzyku kobiety. Ledwo drzwi się za nim zatrzasnęły, a z krzaków wyłoniła się postać. Był to chłopiec z obrazu. Płakał i coś wołał, jednak Larry był tak przerażony, że nie wiedział co się wokół niego działo. Zaczął ciągnąć za klamkę od drzwi, lecz te mimo usilnych prób ani drgnęły.
    • Pomocy! Niech mi ktoś pomoże! - krzyczał nadaremnie.
      Chłopiec płakał i wyciągał do niego przepraszająco ręce, ale Larry wciąż wydzierał się wniebogłosy. Dziecko było coraz bliżej, a on nie miał gdzie uciec. Co robić, co robić, myślał, jednak żadne wyjście prócz błagania o litość nie przychodziło mu do głowy.
    • O zjawo! Proszę oszczędź mnie!!
      Wydawać by się mogło, że chłopiec powiedział „przepraszam”, ale było już za późno. Dom wybuchł i rozleciał się na kawałeczki. Po Larrym, który opierał się o drzwi wejściowe nie został nawet ślad.

14 października 2004r. Waszyngton

  • Melanie, czas spać, do łóżeczka!
    Dziewczynka słysząc to przewróciła oczami i uśmiechnęła się pod nosem, jednak grzecznie wypełniła polecenie mamy.
    Dzisiaj czuła się jakoś dziwnie. Nie mogła nazwać tego uczucia, ale coś się zmieniło. Wyczuwała coś jeszcze wokoło siebie, jakąś obecność. Tak było cały dzień, kiedy wracała z przedszkola z tatą oglądała się za siebie, ale za każdym razem widziała tylko pustą drogę.
    Melanie przez godzinę przekładała się z boku na bok, a za każdym razem kiedy podnosiła głowę jej wzrok padał na szafę w różowe kwiatki, która stała naprzeciwko łóżka. W końcu wstała i otworzyła drzwi szafy.Zobaczyła tam chłopca. Siedział skulony, równie, a może bardziej przerażony, niż ona. Miał na sobie żółtą kurtkę przeciwdeszczową i czerwone kalosze.
    - Kim jesteś? - zapytała.
    Chłopiec uciekał od niej wzrokiem i bez słowa kulił się do swoich kolan.
  • Czy jesteś obcym, który chce mnie skrzywdzić? Tatuś mówił, że jak spotkam „złą” osobę, wtedy mam krzyczeć i wzywać pomocy.
    Chłopiec spojrzał na nią i pokręcił głową.
  • Na pewno?-upewniła się Melanie.
    Jeszcze raz przytaknął.
  • To dobrze, bo rodzice bardzo nie lubiom, kiedy ich budzę. To kim jesteś?
  • Nie wiem – powiedział chłopiec.
  • Jak to nie wiesz? Rodzice nie powiedzieli ci jak masz na imię? -dopytywała się.
  • Nie mam rodziców.
    Melanie zaczęła się głośno śmiać. Chłopiec spojrzał na nią zdziwiony.
  • Przecież każdy ma rodziców – powiedziała.
  • Ja nie mam.
Dziewczynka przypatrzyła się mu uważniej i pokiwała głową.
- Co tu robisz?
    Chłopiec westchnął.
  • Lepiej żebyś ze mną nie rozmawiała.
  • Dlaczego?
  • Bo wtedy dzieją się złe rzeczy – powiedział chłopiec, a po jego policzku spłynęła łza.
  • Jakie?
  • Ludzie umierają, kiedy mnie widzą.
  • To znaczy idą w odwiedziny do Pana Boga?
  • Chyba – wzruszył ramionami chłopczyk. - Nie wiem.
    Dziewczyna wzdycha, po czym uśmiecha się do niego.
  • To ja się nie boję.
  • Nie?
  • W ogóle. Mamusia mi mówiła, że to nic złego, że tak musi być. A jak tak musi być to ja się nie boję. A mama ma zawszę racje, nie wiesz tego?
  • Nie mam mamy.
  • Musisz mieć mamę, przecież jesteś z brzucha jakiejś mamy.
  • Kiedyś chyba miałem.
  • Chyba?
  • To było bardzo dawno temu.
  • Kiedy? - zapytała Melanie.
  • Jakieś 100 lat temu – odparł chłopiec po zastanowieniu.
  • To dużo – stwierdziła.
    Chłopiec tylko pokiwał głową i ponownie wcisnął ją między kolana. Melanie wzięła głęboki oddech i powiedziała:
  • Będę nazywać cię Gary.
  • Dlaczego Gary?
  • Bo mój wujek ma na imię Gary. A teraz powiedz co robisz w mojej szafie. Nie widziałam, żebyś tu wchodził.
  • Bo ja tu nie „wszedłem”, tylko po prostu mnie tu przeniosło.
  • Przyniosło? - zdziwiła się Mel.
  • Czasami przenosi mnie w różne miejsca.
  • Co cię przenosi? – nie rozumiała.
  • Jakaś siła.
    Dziewczynka zaczęła intensywnie myśleć, a kiedy tak myślała jej małe czółko zaczęło się marszczyć. W końcu się poddała.
  • Nie rozumiem tego.
  • Wiem – pokiwał głową Gary. - Ja też nie.
    Siedzieli chwile w milczeniu, aż odezwała się Melanie:
  • Do jakiej klasy chodzisz? Bo ja jestem jeszcze w zerówce. Mama mówi, że jestem za mała na tornister, ale ja się z nią nie zgadzam.
  • Ja nie chodzę do szkoły.
  • Jak to? Myślałam, że wszyscy muszą to robić.
  • Ale ja nie jestem prawdziwy.
    Melanie poczuła ukucie strachu, ale szybko je zignorowała.
  • Jak to nie jesteś prawdziwy? Przecież cię widzę.
  • Tylko dzieci mnie widzą. Ale wtedy dzieją im się złe rzeczy.
  • Jakie?
  • Kiedyś kiedy siedziałem na plaży i obserwowałem jak inni się bawią, zobaczył mnie jeden chłopak. Stał po kolana w jeziorze pokazując coś swojej rodzinie. Kiedy nasze oczy się spotkały... ziemia otworzyła się pod nim, a on.. zniknął. Wystraszyłem się i uciekłem z stamtąd.Nikt mnie nie widział.. Nikt poza tym biednym chłopcem.
    Gary zanosił się łzami,a Melanie klepała go po plecach, tak jak zawsze robił to tatuś, kiedy było jej smutno.
  • A co z dorosłymi?
  • Tylko niektórzy mnie widzą – posmutniał chłopiec. -Ale im dzieją się jeszcze gorsze rzeczy.
    - Czemu taki jesteś?
  • Nie wiem. Ale myślę, że to przez tego malarza.
  • Jakiego malarza? Opowiedz mi.
    I tak też zrobił.

9 lipca 1907r. Nowy Jork;
Jedno z nowojorskich mieszkań na Bronxie. Zima. Na przesyconej wilgocią kanapie siedzi kobieta. Nie wygląda zdrowo. Jej oczy są przekrwione, cera blada, a włosy wyglądają jakby zagnieździł się w nich szop. Obok siedzi chłopczyk i bawi się małym samochodzikiem – jego jedyną zabawką. Dostał go od dziadka przed śmiercią. Wtedy jego życie wyglądało inaczej. Jego matka jeszcze nie była narkomanką i alkoholiczką, która zatraciła kontakt z rzeczywistością. Teraz wszystko się zmieniło.
Chłopiec spogląda na swoją rodzicielkę, która wypija kolejny kieliszek nieznanej mu substancji. Upija jeszcze jeden i kolejny... , aż nagle pada bezruchu. Chłopiec nie przejmuje się, to dla niego norma. Ten sam schemat powtarza się dzień w dzień.
Mijają godziny. Dziecko wciąż bawi się samochodzikiem, a kobieta wciąż nie wstaje. Po dziesięciu godzinach chłopiec zaczyna się denerwować. Zwykle wstawała po około trzech godzinach. Coś jest nie tak, myśli. Podchodzi do kanapy i ostrożnie dotyka ramienia matki. Nic się nie dzieje. Próbuje ponownie. Znowu nic. Zaczyna do niej krzyczeć i szarpać nią z całej siły, ale to też nie przynosi efektów. Po twarzy chłopca zaczynają spływać siarczyste łzy. Próbuje jeszcze kilka razy, aż w końcu się poddaje i zasypia.
Dziecko budzi się po kilkunastu godzinach z niespokojnego snu. Głośno burczy mu w brzuchu, więc przeszukuje lodówkę, ale nic tam nie znajduje. Zmartwiony zakłada swój żółty płaszcz przeciwdeszczowy i wychodzi na obsypane śniegiem ulice.
Wałęsa się chwilę prosząc przechodniów o pomoc, ale nikt nie chce go słuchać. Wreszcie zrezygnowany przysiada na zimnym bruku i chowa głowę w kolana. Niespodziewanie pomoc oferuje mu pewnien malarz. Mówi, że nakarmi go, jeśli ten zapozuje mu do portretu. Chłopiec przyjmuje propozycję i daje się poprowadzić do domu malarza.
Kiedy docierają na miejsce artysta podaje chłopcu posiłek, po czym karze mu pozować. Kiedy obraz jest już skończony twarz dorosłego się zmienia. Przestaje udawać miłego i zaczyna krzyczeć na chłopca. Chwyta jego zmarznięte rączki i przywiązuje sznurówkami do krzesła. Dziecko zaczyna panikować i wierzgać, próbuje uwolnić się z uwięzi, jednak pułapka jest zbyt mocna.
Mężczyzna przykłada mu do ust chustkę wypełnioną jakimś słodkim płynem. Chłopiec niechcący wciąga przez nos przesycone tą substancją powietrze i odpływa.
Kiedy się budzi widzi nad sobą malarza trzymającego w ręku wielki, ostro zakończony nóż. Chłopiec próbuje krzyczeć, ale taśma na jego ustach mu to uniemożliwia. Na całym jego ciele pojawia się gęsia skórka, źrenice robią się ogromne i pytają o zrozumienie. W całym swoim życiu nie był tak przerażony, strach go obezwładnia. Nagle mężczyzna wbija nóż w jego pierś. Z rany tryska krew, dużo krwi. Po ciele chłopca rozlewa się palący ból. Malarz zaczyna pogłębiać ranę na piersi wymawiając jakieś łacińskie zaklęcia. Chłopiec wyrywa się, płacze, jednak na nic się to zdaje. W końcu mężczyzna odnajduje serce chłopca i wyrywa je z piersi.
Następuje chwila ciszy, po której z chłopca uchodzi cały ból, pozostaje jedynie otępienie i ogromna dziura na mostku. Artysta nie zwracając uwagi na chłopca, ściska jego serce i rozlewa krew po portrecie. Niespodziewanie wielka siła otwiera wszystkie okna w mieszkaniu malarza, a on sam staje przed swoją pracą i rozkładając szeroko ramiona zaczyna krzyczeć ze szczęścia.
  • Tak!!! Zadziałało!! Będę sławny!!! Będę uwielbiany!!!
    Jego wzrok pada na chłopca i momentalnie jego twarz tężeje.
  • Co jest?! Dlaczego ty żyjesz ?!
    Zaszokowane dziecko nie jest w stanie wydusić z siebie słowa, a nawet gdyby było, samo nie rozumiało dlaczego wciąż oddycha.
Mężczyzna podbiega do chłopca i uderza go w twarz. Zamachuje się i już ma uderzyć po raz kolejny, kiedy wielkie światło wypełnia pomieszczenie. Niesamowita jasność oślepia zarówno chłopca, jak i malarza. Coś lekko, niemal niewyczuwalnie dotyka rannej piersi dziecka i odchodzi. Chwilę później po pokoju rozchodzą się krzyki mężczyzny. Słychać w nich agonię i niedowierzanie. Nagle krzyki zamieniają się w odgłos niewiadomego pochodzenia, który usypia chłopca.
Kiedy dziecko budzi się ze snu w mieszkaniu nikogo już nie ma. Ani nieznanego pochodzenia jasności, ani malarza. Pozostał jedynie bałagan. Chłopiec wstaje więc i udając się do wyjścia zauważa swój portret. Postanawia go tu zostawić i wychodzi. Na klatce schodowej mija kilka osób - żadna nie zwraca na niego uwagi. Nareszcie dociera na dół i otwiera drzwi wyjściowe. Wita go zimne powietrze jakie zna i lubi, więc wdycha je głęboko do płuc. Ale czuje się inaczej. Nie tak jak kiedyś. To powietrze zawsze wprawiało go w lepsze samopoczucie, ale coś się zmieniło. Chłopiec nie zdaje sobie sprawy co spotkało go zeszłej nocy. Myśli, że skoro nie pozostała nawet plama krwi na jego przeciwdeszczówce to nic złego się nie mogło się stać. Rusza ulicą. Mijający go ludzie zdają się go nie dostrzegać, lecz ilekroć ktoś otrze się o niego, pociera to miejsce i rozgląda się w poszukiwaniu winowajcy. Czasami krzyczą jeden na drugiego, jednak nikt słowem nie odzywa się do chłopca. Wrażenie dziwności potęguje się, kiedy chłopiec siedzący na ławce w parku, wskazuje na dziecko w deszczówce palcem i zaczyna krzyczeć do matki:
  • Mamo! Mamo! Patrz – wymachuje palcem chłopiec – To duch!!!
  • Anthony przestań wyg.... - zaczyna matka, ale jej synowi nie jest dane usłyszeć koniec tego kazania, gdyż na jego głowę spada gałąź z drzewa, pod którym siedzieli i łamie mu kark.
    Po parku rozlega się wrzask przerażonej kobiety, a wokoło zbiegają się przechodnie. Przerażony chłopiec ucieka z miejsca zdarzenia.
    14 października 2004r.; Waszyngton
  • Strasznie się wystraszyłem, że to moja wina i uciekłem stamtąd – zakończył opowieść Gary.
  • Jejku – reaguje na opowieść dziewczynka.
    Nastąpiła niezręczna chwila ciszy. Melanie szukała wzrokiem oczu Garego, ale on zawstydzony odwrócił się do niej tyłem.
  • Pewnie masz mnie teraz za potwora - stwierdził.
  • Wcale nie – odpowiedziała bez zastanowienia.
    Melanie wcale nie miała go za potwora. Owszem bała się go troszeczkę, ale wydawał jej się tylko małym chłopcem, takim jak ona, któremu przydarzyło się coś bardzo złego.
  • Dlaczego nie został ci ślad po tym nożu?
    Ponownie odwrócił się do niej przodem.
  • Nie jestem pewien, ale myślę, że to przez tego stwora światłości, który zabrał ze sobą malarza i dotknął mnie w to miejsce – wskazał palcem swoje serce.
  • Współczuje ci – powiedziała Melanie i wskoczyła pod kołdrę – Jestem strasznie zmęczona. Idę spać.
    Zmieszany chłopiec nie wiedząc jak ma postąpić, ruszył w kierunku drzwi, kiedy zatrzymał go jej głos:
  • Proszę zostań.
  • Lepiej, żebym odszedł, krzywdzę ludzi.
  • Mnie nie skrzywdziłeś – powiedziała do stojącego w drzwiach chłopca. - Przecież widzę cię jak inne dzieci, ale im krzywda działa się od razu. Ja jestem cała i zdrowa. Widać ze mną jest inaczej.
    Chłopiec odwrócił się w drzwiach i spojrzał na Melanie.
  • Naprawdę tak myślisz?
  • Tak, proszę zostań. Teraz muszę iść spać, ale jutro pokażę ci moje ulubione zabawy i plac zabaw.
Gary bez słowa wrócił do szafy i ułożył się wygodnie z utęsknieniem czekając na kolejny dzień, a usatysfakcjonowana Melanie zapadła w błogi sen.
****
Mijały tygodnie. Melanie codziennie pokazywała Garemu kolejne ciekawe miejsca i zabawy. Nocami opowiadali sobie historyjki, albo rozmawiali o przedszkolu i dziewczynkach, których Melanie nie lubiła. Do parku chodzi tylko wtedy, kiedy nikogo nie było w pobliżu, w obawie że Gary może spowodować śmierć kolejnego dziecka. Nie zagłębiali się już w straszną przeszłość chłopca. Jeden jedyny raz Melanie spytała go jednak, dlaczego inni go nie widzą. Nadzwyczaj sprytnie, jak na jej wiek zauważyła, że Gary nie może być duchem. Kiedy spytał dlaczego, odpowiedziała, że na filmach ludzie duchami stają się po śmierci, a on powinien umrzeć, kiedy malarz wyrwał mu serce z piersi. Chłopiec stwierdził, że nie wie dlaczego taki jest i nie chce więcej o tym rozmawiać. Melanie uczyniła jego prośbę i nie pytała o to więcej.

Wprawdzie rodzice Melanie nie mogli zobaczyć Garego, ale zauważyli zmianę w zachowaniu ich córki. Przy posiłkach, których nigdy nie kończyła, bo zawsze gdzieś się spieszyła, wydawała się nieobecna. Opiekunka z przedszkola, również zauważyła spadek koncentracji dziewczynki. Niejednokrotnie zadawali jej pytania o jej rozkojarzenie, ale dziewczynka zbywała ich mówiąc, że nic się nie zmieniło, po czym przesiadywała długie godziny sama w swoim pokoju. Kilkakrotnie matka dziewczynki widziała ją mówiącą do siebie podczas zabaw na podwórku.
Zaniepokojeni rodzice postanowili zostawić dziewczynkę w spokoju, a jej dziwne zachowanie przypisali dorastaniu. Takie rozwiązanie sprawy jak najbardziej pasowało zarówno ich córce jak i jej niewidzialnemu przyjacielowi, który poza przedszkolem nie odstępował jej na krok.
Gery czuł się szczęśliwy. Ponad sto lat tułał się nie widząc sensu w życiu. Kilka razy obserwował domy pełne dzieci, które bawiły się razem, a rodzice otaczali je opieką. Zazdrościł im, gdyż on sam nigdy nie zaznał miłości. Jedyną osobą, która pokazała mu namiastek tego uczucia, był jego dziadek. Choć był już stary i schorowany zawsze znajdywał czas, aby przeczytać mu bajkę do snu i ucałować na dobranoc. Zmarł kłócąc się z jego matką o przyszłość chłopca. Tak Gary stracił poczucie bezpieczeństwa domu. Jednak wydawało mu się, że odnalazł swoje miejsce na ziemi. Kochał Melanie, kochał ją tak jak nigdy nikogo, nawet dziadka. Czuł się przy niej wspaniale, jakby był innym, prawdziwym dzieckiem.
Wszystko zmieniło się, kiedy pewnego dnia ojciec Melanie przechodził wieczorem koło drzwi jej pokoju i usłyszał jej rozmowę z Garym. Drzwi były lekko uchylone, więc zaglądnął do środka i zobaczył jak Melanie gra w łapki z powietrzem. Szybko powiadomił o swoim zdarzeniu żonę, która postanowiła że wyślą ich córkę na wczasy integracyjne z dziećmi z poradni psychologicznej.
Melanie opowiedziała rodzicom całą historię Garego, myśląc, że jej uwierzą i pozwolą jej zostać w domu razem z nim, jednak tak się nie stało. Rodzice uznali, że sytuacja jest poważniejsza, niż myśleli i opowiedzieli o wszystkich psychiatrze, który zamknął Melanie w szpitalu.
7 sierpnia 2005r.Waszyngton; Szpital Psychiatryczny Saint Veronica
Zrozpaczony Gary zamieszkał w szpitalu razem z Melanie. Już nie przejmowali się tym, że ktoś może ich usłyszeć i rozmawiali ze sobą otwarcie. Lekarz stwierdził brak poprawy i rozwój choroby psychicznej Melanie, co poskutkowało podwójną dawką leków podawaną dziewczynce. Melanie walczyła z lekami jak mogła, jednak one były silniejsze.
  • Gary – zawołała pewnej nocy Melanie.
  • Co się stało?
  • Musimy się pożegnać. Dłużej nie dam rady.
  • O czym ty mówisz? - przestraszył się chłopczyk.
  • Przestaje cię widzieć przyjacielu, boje się, że jutro już cię nie zobaczę i chcę się pożegnać.
  • Nie, błagam ja.... - jąkał się.
  • Gary, kocham cię, jesteś moim najlepszym przyjacielem i chciałabym o tobie nigdy nie zapomnieć.
  • Ja też cie kocham. Dlatego proszę, walcz z tym!!! Zrób coś, nie bierz leków!!!
  • Przecież już próbowałam. Wtedy znów podłączą mnie do kroplówki. To już koniec.
  • Ale dlaczego te laki tak na ciebie działają? - oburzył się Gary.
  • Mówiłeś, że widzą cię tylko dzieci.
  • I co z tego? Przecież jesteś dzieckiem, minął dopiero rok.
  • Widać te leki zabijają we mnie dziecko.
  • Co ja mam teraz zrobić? - zapłakał chłopiec. - Póki nie spotkałem ciebie całe życie tułałem się bez sensu.
  • To zostań przy mnie – złapała go za rękę. - Obiecaj, że przy mnie będziesz.
  • Obiecuje – powiedział tuląc się do jej dłoni.
    Zasnęli trzymając się za ręce.
Kiedy nastał ranek Melanie nie widziała już Garego. Najpierw do niej mówił, później krzyczał, aż w końcu poddał się i obserwował, jak jego jedyna przyjaciółka oddala się coraz bardziej od jego świata.
Pewnej nocy Melanie powiedziała przez sen:
  • Gary, to obrazy. Musisz je zniszczyć.
Następnego dnia upewnił się, że dziewczynka wciąż go nie widzi i wyszeptał w jej niesłyszące ucho:
  • Zniszczę wszystkie obraz i wrócę. Żegnaj.
    Z oka Melanie spłynęła łza, kiedy wypowiedział te słowa, jednak dziewczynka szybko o tym zapomniała i wróciła do rysowania.
To jest oczywiste, pomyślał chłopiec opuszczając szpital. Czemu nie wpadli na to wcześniej? Przecież wszystko zaczęło się od tego obrazu. Może jeśli go zniszczy znowu stanie się prawdziwym chłopcem?
Ostatni raz widział obraz u mężczyzny, któremu wybuchł dom. Jak on miał na imię? Zastanowił się... Larry. Tak, na pewno Larry. Muszę tam wrócić i zobaczyć, co stało się z portretem, postanowił.
Okazało się, że obraz przetrwał pożar budynku, w którym zginął Larry i trafił do sklepu z antykami. Gary przez dwa lata podążał śladem obrazu. Każdy trop prowadził go w czarny zaułek. W końcu postanowił sprawdzić co u Melanie. Rozmyślał o niej dzień w dzień i nie mógł doczekać się, kiedy znowu ją zobaczy.
3 września 2007r. Waszyngton
Wrócił do jej rodzinnego domu i schował się w szafie, tak jak kiedyś, czkeając na jej powrót ze szkoły. Tej nocy dziewczyna nie mogła zasnąć. Wzrok Melanie cały czas przyciągała szafa. Podniosła się z łóżka i otworzyła ją, jednak nic tam nie zauważyła.
Garym wstrząsnęły silne emocje. Z jego oczu popłynęły łzy. A więc mnie nie widzi. To już koniec, pomyślał. Ona już nigdy ze mną nie porozmawia.
Spojrzał na nią śpiącą spokojnie w swoim łóżku, do którego wróciła sprawdziwszy, czy w szafie nic się nie czai. Wyglądała inaczej. Przez dwa lata urosła o jakieś centymetrów, jej oczy stały się ciemniejsze, a czarne włosy dłuższe. Patrząc tak na nią uświadomił sobie ile stracił i jak bardzo za nią tęsknił.
Spędził miesiąc obserwując jej życie z daleka, trzymając się na uboczu.
Wszystko zmieniło się, kiedy w pewną sobotę matka Melanie wróciła z zakupów.
- Melanie, choć i zobacz co przywiozłam – zawołała matka do córki z kuchni.
    Dziewczynka podbiegła do niej.
  • Pokaż! - krzyknęła w pół drogi i zamarła, kiedy zobaczyła malowidło.
    To był ten obraz. Był na nim chłopiec w żółtej przeciwdeszczówce, a z jego błękitnych oczu spływały łzy. Znam te oczy, pomyślała.
  • Gary … -wyszeptała pod nosem.
  • Co powiedziałaś?!
  • Nic – skłamała Melanie. - Bardzo ładny obraz.
  • Myślałam, że powiedziałaś „Gary”
  • Przesłyszałaś się.
  • Może – spojrzała na córkę podejrzliwie matka.
  • Muszę iść się pouczyć. Jutro mam sprawdzian z mnożenia – powiedziała dziewczyna i zamknęła się w swoim pokoju.
  • Gary?! - zawołała po cichu.
    Serce chłopca zabiło mocniej na te słowa. Wróciła, moja Melanie wróciła, pomyślał.
  • Mel? - zawołał z szafy.
    Dziewczynka podeszła do mebla i otworzyła drzwi. W środku ujrzała chłopca z obrazu. Spojrzeli na siebie i w jednej chwili wróciły do niej wszystkie wspomnienia, które tak skutecznie usunęły z niej leki. Chwilę później padli sobie w ramiona i płakali.
  • Myślałem, że to już koniec – powiedział zapłakany Gary.
  • Jak mogłam o wszystkim zapomnieć – załamała się dziewczyna.
  • To przez leki. Nie zrobiłaś tego specjalnie. To nie twoja wina.
  • Czy kiedykolwiek mi wybaczysz? - zapytała go Mel.
  • Nigdy nie byłem na ciebie zły. Kocham cię – odpowiedział Gary i ponownie padli sobie w ramiona.
    Nagle w pomieszczeniu rozszalał się okropny wiatr, a światła zaczęły wygasać, włączając się i wyłączając na przemian.
  • Gary co się dzieje?
  • MELANIE!!! - dobiegł do z kuchni krzyk matki dziewczyny.
  • Mamo!!! - zawołała dziewczyna, po czym powiedziała do Garego – Obraz. Moja mama go ma. Jest tutaj w domu.
  • Co?!
  • Szybko, musisz coś zrobić.
    Melanie pobiegła przodem i wyprowadziła matkę z domu. Nagle ściany domu zaczęły pękać. Kiedy Gary zbliżał się do obrazu dziury w ścianach robiły się coraz większe i większe. Chłopiec przebijał się przez kurz w poszukiwaniu malowidła. Niespodziewanie jego stopa natrafiła na coś dużego. Gary spojrzał w dół i zobaczył swój portret. Niedaleko leżały zapałki, złapał je i spróbował odpalić. Żadna nie zajęła się od ognia.

  • Gary! - usłyszał krzyk z dworu.
    Chłopiec biegał po zawalającym się domu w poszukiwaniu zapalniczki, kiedy na jego głowę z sufitu spadały kamienie i tony kurzu,. Obolały znalazł to czego szukał na stoliku nocnym. Niosąc zapalniczkę w ręce Gary stanął przy oknie z obrazem i spojrzał na Melanie, a ona spojrzała na niego.
    Bał się podpalić obraz. A co jeśli coś się jemu stanie? Teraz, kiedy odzyskał swoją Melanie. Wziął głęboki wdech i patrząc na swoją małą przyjaciółkę przysunął ogień z zapalniczki do obrazu.
    Ostatnie, co zobaczył to mokre krople w oczach Melanie i jej krzyk, kiedy rozpadał się na części, wraz z portretem, od którego wszystko się zaczęło.

Witam!

Wszystkie opowiadania, które są lub będą zamieszczone na tej str. to opowiadania mojego autorstwa. Proszę o nie kopiować itd. Zostawiajcie jakieś konstruktywne komentarze, śmiało piszcie co się wam nie podoba. :) To tyle ...